sobota, 17 stycznia 2015

piątek

W tym tygodniu podjęłam ważną decyzję:) Postanowiłam wstawać duuużo wcześniej, tzn. o 5:00 i dzień rozpoczynać, a nie kończyć ćwiczeniami. Muszę przyznać, że wcale nie było tak ciężko, perspektywa tego ile jeszcze w ciągu dnia mogę zrobić była tak kusząca, że nie mogłam się nie zmobilizować. Poza tym, dzień jakoś fajniej mijał, kiedy wiedziałam, że wieczorem mogę robić co chcę/muszę (a plany w związku z tym nadmiarem czasu mam szerokie) i nie potrzebuję się spieszyć, żeby zdążyć jeszcze poćwiczyć. Nie umiem odpoczywać, choć próbuję się tego nauczyć i w niedzielę popołudnia staram się spędzać na nic nie robieniu. No właśnie staram się:) Mój małżonek już jakiś czas temu w sytuacji, kiedy to miałam odpoczywać, a on miał sprzątać, a oczywiście było odwrotnie i synek mój starszy go zapytał, dlaczego to ja myję podłogę skoro on miał to robić, ze stoickim spokojem odpowiedział mu, że mamusia nie umie usiedzieć w miejscu. I już od dawna wiem, że to prawda. Obowiązków w pracy, w domu mi nie brakuje, a ja wciąż sobie wymyślam dodatkowe zajęcia. Najczęściej związane z pracą niestety. Niestety dlatego, że ta moja gorliwość, kreatywność i działanie nie przekłada się na finanse. Razu pewnego gdy moja babka (jedyna w swoim rodzaju kobieta, bez wątpienia, choć widzę u się pewne symptomy podobieństwa) zapytała: a cóż ty dziecko z tego masz, nie miałam wyjścia i odrzec musiałam, że satysfakcję. No, ważna ci ona przecież też jest.  Czasami mam wrażenie, że to cud jest, że jeszcze nie oszalałam od nadmiaru myśli, koncepcji, planów i sama się sobie dziwię, że jestem w stanie to wszystko ogarnąć. Stąd też to zadowolenie z zyskania dwóch dodatkowych godzin w ciągu dnia. Owszem, kosztem snu, ale jeszcze się w życiu (albo i po) naśpię. I tylko wkurzam się gdy znowóż ta sama babka zrzędzi: za dużo na siebie bierzesz.

Wracając do piątku. Coś w ten dzień formy nie miałam, gardło mnie pobolewało i głowa również (co nie zmieniło faktu, że co sobie zaplanowałam, to zrobiłam) i zdjęć jakoś też nie miałam chęci czynić, więc tylko trzy starszak mi machnął, po powrocie z pracy, w związku z czym taka trochę wymięta fizycznie i psychicznie na nich jestem. Strój mój tego dnia w całości pochodzi? Z lumpeksu:)



w lusterku:)

Uzupełniania minionego tygodnia ciąg dalszy.  Dziś wieczorem mam czas, bo po całodniowej bieganinie (cały czas zmieniam wnętrza i kuchnię właściwie zmieniać skończyłam, więc wkrótce cosik tu naskrobię) i przygotowaniach do przyjścia znajomych, którzy okazało się, że jednak nie przyjdą, deserek i wykwintną kolacyjkę wtrząchnęliśmy sami i teraz z pełnymi brzuchami na kanapce sadełko hodujemy. Wściekłam się ździebko, bo troszkę się napracowałam, poćwiczyć nie zdążyłam, a tu klops. Ale jak już się wyszykowałam, makijaż delikatny sobie machnęłam, to już na ćwiczenia się nie zdecyduję, co najwyżej kółkiem pokręcę, żeby sumienie zagłuszyć. W czwartek nie chciało mi się biegać z samowyzwalaczem, fotografa żadnego w domu nie było, więc postanowiłam selfie machnąć. W roli głównej moje ukochane, podarte boyfriendy. Całe szczęście, że u nas w pracy nie ma jakiegoś sztywnego dresskodu, bo bym się pocięła, gdyż ponieważ nienawidzę sztywnych ubiorów w stylu garsonka, garnitur etc.
Dżinsy cropp
buty deichmann
kurtka biedronka
reszta lumpeks:) 









Biało - czarno

Zbrakło mi czasu, żeby wrzucać zdjęcia w dzień ich zrobienia, więc dziś poświęcę chwilkę i wstawię zdjęć kilka z ostatnich dni, takich moich kreacji na co dzień. Pierwsza z nich to strój w kolorach bieli i czerni. Założyłam spódniczkę, które rzadko noszę od kiedy schudłam, bo po pierwsze jakoś przestałam lubić, po drugie nie mam ich za wiele. Nie powiem przymierzałam kilka szałowych na wyprzedaży, ale jakoś się nie czułam. I jak dziś przeglądam foty to utwierdzam się w przekonaniu, że ja i spódnica to niekoniecznie dobry pomysł. Do tego odziałam płaszczyk w pepitkę odziedziczony po mamie. Był trochę za duży, więc przesunęłam guziki, niestety wiele to nie dało i nie wiem czy to w połączeniu z tą spódnicą, czy fason płaszczyka, ale nie pasuje mi to jakoś. wszystkie rzeczy, które na siebie wdziałam pochodzą z lumpeksu rzecz jasna:)