środa, 3 czerwca 2015

kamizela

Wczoraj sobie uświadomiłam, że od kiedy jestem tutaj w blogsferze, to nie założyłam na siebie dwa razy tego samego zestawu, a codziennie mój Starszak mi foty robi (no chyba, że w chałupie siedzę i geterki wciągam na siebie, które zresztą też Wam kiedyś pokazałam. I nazbierało się tego trochę, w wakacje będę umieszczać hehe). Jakieś elementy, portki czy kurtka może i owszem parę razy się pojawiły, ale w zupełnie innych zestawach i wierzcie nie wszystkie ciuchy wykorzystałam.
Zaczynam pomału rozważać, czy ja aby do jakiegoś lekarza się przejść nie muszę, bo łażenie po lumpeksach w moim przypadku stało się nie zdrowe po prostu. Idę po kieckę, nie znajduję, ale wychodzę z portkami jak dzisiaj na ten przykład. Mniemam, że braki jakieś  emocjonalne sobie wypełniam, tudzież jakieś problemy z dzieciństwa próbuję rozwiązać hehe. A problemów juści miałam dostatek, takie życie i jak czytam o ascezie zakupowej Anki Tym, to marzę, że kiedyś i ja po zakupy do własnej szafy się wybiorę, a tymczasem walczę i jak widać walkę tę z kretesem przegrywam:) Czytam to co napisałam i zaraz mi się przypomniało, jak to moja koleżanka w czasach licealnych zamiast z kretesem to z kredensem mówiła, oj miała Ci ona różne takie powiedzonka fajne:) Muszę do niej napisać skoro już mi się przypomniała:)
W każdym razie na odwyk zakupowy musiałabym się wybrać. A może jakieś domowe sposoby znacie? Wiązanie do krzesła przypuszczam nic nie da:)


Dziś w roli głównej szerokie, lniane (co widać niestety) portki i kamizela - łup z Top Secret (za Chiny nie mogłam podobnej w lumpeksie znaleźć, taki pech)










Wiecie dlaczego grzywę zapuszczam?
 Co by te zmary na czole wkurzone zakryć, no na tych fotach to już je wybitnie widać;)
Buziaki:)