niedziela, 1 marca 2015

Wycieczka

Nic, od jutra biorę się za sie. Koniec laby, czas do pracy na wszystkich etatach.

W ostatni powszedni dzień ferii wybraliśmy się z moją rodzinką na wycieczkę, która zapoczątkowała coś czuję serię wycieczek po zamkach Dolnego Śląska. Sporo ich jest. My zaliczyliśmy trzy, oraz ruiny kościoła, który nie był w planie. No i zakupy...bo w tym wolnym czasie zrobiłam chłopakom porządek w szafie i się okazało, że dosłownie ze wszystkiego wyrośli i wyglądają jakby ciuchy po młodszym bracie nosili.

Dzień od samiutkiego rana był intensywny, bo wycieczka zaplanowana, a ja luknęłam w kajecik i się okazało, że jeszcze raniutko mam wizytę u kosmetyczki. Ruszyliśmy więc dopiero po moich zabiegach upiększających, podczas których raczej jak Hogata wyglądałam:)


Wyruszyliśmy więc koło 11 dopiero, co spowodowało, że jeden zamek musimy sobie odpuścić. Pierwszy z nich znajduje się w Górze. Wiele po nim nie zostało raptem wieża, która w niecodzienny sposób łączy się z innymi budynkami blisko rynku tego miasteczka. Faktami historycznymi Was zanudzać nie będę, bo sama przerobiłam to dwukrotnie. Najpierw planując wycieczkę, a potem wysłuchując wszystkich możliwych opisów znalezionych przez mojego starszaka, który jest niezwykle zasadniczy i skrupulatny. Jak zwiedza, to wszystko musi przeczyta c i tą wiedzą się podzielić:)





W Górze zaliczyliśmy też wieżę ciśnień:)


 

Z Góry pojechaliśmy do Głogowa, gdzie zamek jest imponujący z pięknym ogrodem, wtedy też się okazało, że zapomnieliśmy karty pamięci do aparatu, więc zonk. Ale od czego ma się komórki. W Głogowskim zamku znajduje się Muzeum Archeologiczne i Sztuki Współczesnej.
Sztuki tej zdecydowanie nie kumam, widać ograniczona jestem.









Zapomniałam, po drodze z Góry do Głogowa zaliczyliśmy ruiny kościoła, we Wsi Wroniniec, które chłopakom najbardziej się podobały:) A dookoła ruin pole przebiśniegów. Od lat takiej ilości nie widziałam.










Z Głogowa przemieściliśmy się do Lubinia, gdzie po zamku została tylko wieża i kaplica, odnowiona. Niestety zamknięta:(






I tu wizyty w zamkach się zakończyły. Latem ruszymy na podbój następnych:) W Lubiniu przystąpiliśmy do akcji - zakupy dla chłopców. Wracałam do domu bardziej zmęczona, niż jakbym dla siebie ciuchy wybierała. Na pewno znacie tę sytuację: tatuś na kanapie, tylko ocenia, chłopaki w przymierzalni, a ty człowieku pomóż im się przebrać i donoś ciuchy, bo te za długie, te za ciasne, te za krótkie.... Matko kochana, jakie te moje chłopaki niewymiarowe są...

Po drodze zrodził się pomysł na wycieczkę w maju - kopalnie miedzi:)

A po za tematem... Kolor włosów miał być ryżawym blondem, jako forma przejściowa w kierunku ostrego rudego, wyszedł spłowiały rudy, co oczywiście nie specjalnie mi się podoba, ale już się przyzwyczaiłam. Teraz mam dwa wyjścia, albo wracam do blond, albo idę na całość i przechodzę na ognisty rudy. Do dzisiaj się wahałam, ale rano decyzja zapadła. Teraz tylko muszę odczekać:) 

Udanej niedzieli:)