Kilka tygodni temu mieliśmy zakończenie roku szkolnego klas trzecich.
Młodsze roczniki żegnały maturzystów i pół żartem pół serio życzenia im
składali, za przykład podając nauczycieli niektórych. I moja skromna
osoba jako ten przykład się załapała, tzn. młodzi abiturientom życzyli, by byli i żyli
tak kolorowo jak ja. Po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że
oceniam siebie inaczej niż widzą mnie inni. Właściwie wiem to już od
dawna (bo nie raz różne rzeczy o sobie słyszę) ale niezmiennie wciąż się dziwię:) Gdyż, ponieważ uważam się za
osobę po wszech miar pesymistyczną, skłonną do dołów głębokich, totalną
choleryczkę i zatwardziałą malkontentkę, no i raczej szarą myszkę, a
postrzegana jestem zgoła odwrotnie...hmm...Jak to pozory mogą mylić:) A może ja faktycznie wesoła, pogodna i wyluzowana jestem, tylko gdzieś tam tego nie dostrzegam?
Dziś kochane spódniczkę zaprezentuję:) Piękną, niebieską w grochy, która
w lumpie sukienką była, ale mama moja ukochana w całe pięć minut
odpruwając jakąś dziwną górę spódnicę z niej zrobiła:) Oto ja w kiecce:)A, że zdjęcia starawe, to jeszcze w chałupie robione, bo zimno wtenczas było, że hej;)