środa, 8 lipca 2015

Sad, moja dżinsowa sukienka:)

Sadu mi się zachciało... i ogródka. Pogięło mnie totalnie. Teraz zamiast się byczyć, wisienki na soczek i konfiturkę przerabiam, dżemik porzeczkowy i truskawkowy, soczek jabłkowy, powidełka i jeszcze fasolka i nie daj Bóg ogórki obrodzą... Ostatni raz, koniec kropka. Bombę podłożę i już:)A małżonek mój w ferworze zasiewów nawet bób posiał, po co pytam skoro u nas nikt, kompletnie nikt na ten specjał się nie skusi. Dobrze chociaż, że maliny mamy w tym roku kiepskie, bo jeszcze pudełko z zeszłego roku mam zamrożone. A z winogrona co zrobię, skoro soku nikt nie lubi, a i winko nie specjalnie u nas schodzi. Człowiek się narobi, a zysku tyle co w pysku. Nie no, co ja piszę, przecież satysfakcja jest... Niech diabli wezmą tę satysfakcję:)
Ale jakbyście przejazdem były to na konfiturkę zapraszam, bo pyszna jest, a zapas się zrobił co najmniej na dwie zimy:)


Dziś sukienka dżinsowa, mój wielce udany zakup w sh, choć dość droga była, bo ciężka:)
Krój z lat 80tych, liczne zameczki, brązowe przeszycia, tylko poduchy w ramionach wydarłam, bo z nimi bym co najmniej jak zapaśnik jaki judo czy inny wyglądała, ale po ich usunięciu, sukienka stała się jedną z moich ulubionych.
Zdecydowanie niespotykana, inna niż wszystkie, no lowciam ją i już:)
Co myślicie?











 Pozdrawiam:)