niedziela, 27 września 2015

kimono raz jeszcze

Jestem podatna na nałogi... Już to kiedyś pisałam:) a ostatnio za bardzo polubiłam weekendowe znieczulenie. Parę rzeczy się ostatnio nazbierało i od dłuższego czasu wieje u mnie smutkiem, ale podniosę się, jak zawsze..wybaczcie, że zamiast pisać same wesołe przemyślenia, wrzucam tu swoje krótkie, jednak mało przyjemne wtrącenia, że traktuję bloga jak jakiś pamiętnik i poniekąd się uzewnętrzniam... chyba powinnam faktycznie założyć tradycyjny, papierowy, gdzieś czytałam, że to dobra terapia... Praktykowałam... bo ja wiem czy efektywnie... Czytałam też, że warto wybrać się na randkę ze samym sobą... Tego jeszcze nie robiłam, może nadszedł czas? Zatem trzymajcie kciuki za udane wyjście... 

A zdjęcia? Uśmiech na twarzy gdzieś tam  słaby, ale jest, jestem mistrzem w stwarzaniu pozorów, lata praktyki...Czasami nawet zaczynam wierzyć, że jest dobrze, nawet super, a potem następuje zderzenie z rzeczywistością, bolesne niestety:) taka sinusoida emocjonalna:)Na pewno czasem też tak macie...Wytrzymacie jeszcze ze mną?

A na zdjęciach kimono, po raz kolejny, tym razem w połączeniu z dzwonami:)