sobota, 14 lutego 2015

Po balu:)

Co za dzień. Nie pamiętam, kiedy taki przeżyłam, chyba jeszcze przed ślubem. Dzieciaki na wakacjach, czyli chata wolna. Luz blus...
Po imprezce wstaliśmy sobie z małżonkiem moim najmilszym późnym południem, wrzuciliśmy na ruszt śniadanioobiad, delikatnie ogarnęłam, co trzeba, żeby mnie bajzel nie drażnił i dalej zaległam na kanapie. Myślałam, że nie dam rady, a tu ... udało się. Więc serialiki kryminalne zaliczyłam, książeczkę (też kryminalną) poczytałam, dwie drzemki zaliczyłam i dalej siedzę, zaglądając do Was. No, może szczyt Walentynkowych emocji to nie jest, ale wczoraj wystarczająco dużo energii z siebie wydobyłam. Bal udany, lokal przepiękny, jedzonko pyszne, ilość alkoholu w sam raz, towarzystwo wyborne, orkiestra grała jak trzeba, to jak miał się nie udać?
Jedynie co to panowie mnie zawiedli...bo lubię sobie popatrzeć na starszych, eleganckich szarmanckich, tudzież młodych, jurnych, szalonych, a tu jakoś nie było na kim oka zwiesić (takie moje zboczenie, ale nie żebym pań nie dostrzegała). Zdjęć z samego balu nie mam, bo aparatu nie wzięłam świadomie, gdyż ponieważ mamy z mężem przypadłość, że zapominamy pozbierać swoje bambetle ( w ten sposób np. butów zapasowych się kiedyś pozbyłam) bo ja liczę, że on siateczkę zabrał, on, że ja, a w chałupie się okazuje, że dobytek utracony, więc nie ryzykowałam. A telefon mój ulubiony zresztą do torebusi mi się nie zmieścił. Jedno, jedyne zdjątko posiadam, które dostałam dziś mmsem od współbiesiadnika naszego. Pytanie czy uda mi się je tu zamieścić, bo to pewnie wyższa szkoła jazdy. Zaraz popróbuję. Jednakże świadoma, że tego aparatu nie biorę, małżonek cyknął mi w kuchni:) przed wyjściem kilka fotek, cobym mogła się moją kusą kiecką z wyprzedaży pochwalić:)












 ps. W butkach mych nowych całe dwie godziny wytrzymałam, i jak starocie moje włożyłam, to choć szpilka raz wyższa była, to jakbym kapcie włożyła;)


Udanych Walentynek pełnych miłosnych uniesień;)