niedziela, 29 marca 2015

na lumpa/zmiany:)

Właśnie zarządziłam kilka zmian w moim domku:) Żem jest ciekawa jak to w praktyce wyjdzie, ale nie zamierzam nikogo wyręczać. Takiej opcji nie ma:) Już czuję tę nerwicę jaka mnie będzie ogarniać, gdy się okaże, że nie wszystko zrobione, bo jak to faceci, oni mają na wszystko czas. Zawsze zdążą...Ale ja już supermenką nie chcę być, więc chociaż na polu ogniska domowego zamierzam przystopować. I już mężowi zapowiedziałam, że ogródka nie tykam:)

No, ale ja nie o tym chciałam pisać..

Wiosna...wszyscy pragną zmian... Chcemy nowe ciuchy sobie lajsnąć, kolor włosków zmienić, czy też fryzurkę całą I przede wszystkim parę kilo chcemy zrzucić. No, to czytam o tym zdrowym żywieniu (koncepcji miliony, bo każda kobieta inną wizję na właściwe odżywianie ma), miłości do sportu, a nawet suplementach. Czytając posty na w/w tematy, mam odczucie, że to odchudzanie to po prostu łatwa i przyjemna sprawa, że te kilogramy po wprowadzeniu tych wspaniałych zmian w żywieniu i aktywności lecą na łeb na szyję, a potem to już sielanka - piękne ciało, dobre samopoczucie etc. Kurczę, tylko dlaczego w moim mniemaniu to walka? Walka ze sobą przede wszystkim? Czy tylko mój organizm jest taki oporny na te wszystkie cuda?

Od urodzenia pierwszego syna schudłam 40 kg, ale trwało to 9 lat z przerwą na drugiego i tyłam wcześniej nie dlatego, że byłam chora, czy też żarłam jak dzik, tyłam bo przez kilka lat byłam na hormonach, żebym w ogóle dzieci mogła mieć. Nie ukrywam słodycze lubię i ślinię się na nie zawsze, ale grubasem nie byłam tylko dlatego, że popuściłam wiosła.

I to chudnięcie moje, to jak czytacie walka przez wiele lat. W tym czasie były wzloty i upadki. Teraz mam wzlot, ale nie wiem czy upadku nie będzie, bo moje ciało, nie rozumie co to stała waga. Więc walczę cały czas. Do hmm, nazwijmy to zdrowego jedzenia się przyzwyczaiłam i robię sobie takie jakie lubię, ale codzienny kilkugodzinny trening, to nie jest miłość życia.

Dlatego tak zazdroszczę, gdy czytam o pasjach sportowych. Może właśnie dlatego, że nigdy nie ćwiczyłam dla przyjemności? Dziś bez ćwiczeń nie wyobrażam sobie życia, ale tylko dlatego, że moje durne ciało się do nich przyzwyczaiło i nie umie prawidłowo funkcjonować bez, ale kochać tego wysiłku nigdy nie będę. I niezmiernie zazdrościć będę wszystkim, którzy problemu z wagą nie mają, a chudnięcie, co ja piszę utrzymanie wagi jest takie proste:)


A kreacja, jak w tytule napisałam - na lumpa, trochę militarnie, ale generalnie bardzo wygodnie, tak jak lubię:) Ciuchy z sh:)