Powstały kolejne nieudane zdjęcia. Pierwsze zrobione w Sylwestra, znowuż 3 minuty miałam przed przyjściem gości. Fotki robił mój synek, ledwie mnie widać zza tej mgły, ale cóż innych nie mam, więc wstawię te. Impreza była wielce udana, jedzonka full (znów mam co zrzucać niestety, zwłaszcza, że serniczek się jednak udał, nawet zdjęcia nie zdążyłam ładnego zrobić), napoje wyskokowe niczego sobie, towarzystwo spoko, więc jak się miało nie udać. Efektem był niezwykle leniwy Nowy Rok, spędzony głównie na kanapie. Lenistwo niestety nie chce mnie opuścić i dziś zamiast zająć się pracą, której mam mnóstwo zalegającej w teczkach, teczusiach i torbach postanowiłam pojechać i nawiedzić mamę, gdzie przebomblowałam resztę dnia. A, że zebrałam się w kilka minut, coby mi się nawet tego wyjazdu nie odechciało, zarzuciłam co bądź i kazałam mężusiowi się sfotografować - masakra. Zdjęcia dolina, modelka dolina, a specjalne sobie usta pomalowałam żeby chociaż jeden element hmm stylizacji był wyrazisty, czego oczywiście na zdjęciach nie widać, oprócz mojej niezwykle nieinteligentnej na tych zdjęciach twarzy. Może nie twarz jest tu jednak istotna, choć ubranko też raczej takie sobie. Pomysł polegał na tym, żeby ubrać się tak, by nie musieć za wiele zakładać na to co po domku noszę, bo nie ukrywam kreacja domowa to u mnie głównie legginsy i milutki sweterek, bo wygoda jednak musi być. No i na ten milutki sweterek zarzuciłam kolejny sweterek, dorzuciłam pierwsze z brzegu dżinsy i oto jestem. Obydwie kreacje składają się z ciuchów zdobytych w lumpeksie, wiec nie będę się głębiej na ten temat rozpisywać. A lumpeksy to ja na prawdę kocham, bo cóż ja bym ci w szafie miała gdyby nie te przybytki?
Dziękuję i wzajemnie :))
OdpowiedzUsuń