niedziela, 31 maja 2015

testy

Podziwiam Was kochane, za cierpliwość w testowaniu kosmetyków. Zainspirowana, też postanowiłam parę produktów przetestować, produkty, które miały mi pomóc rzecz jasna:)
Prób tych zaniechałam. Stwierdziłam, że basta, bo ja na testerkę się nie nadaję i aby szkody sobie czynię nieziemskie. 
A cóż ja ci przetestowałam?

Pisałam Wam kiedyś o problemach z cerą, a konkretnie z zaskórniakami. Podjęłam zatem wyzwanie i zakupiłam sobie maść benzacne. Nałożyłam ją miejscowo kilka razy, patrzę spoko nic się nie dzieje, więc hulaj dusza piekła nie ma, kilka dni pod rząd całą szyję (bo tam mi ostatnio najwięcej tego dziadostwa wychodzi) machnęłam. Dni parę minęło, a ja czuję, że coś mnie ta szyjka moja zaczyna swędzieć, zaglądam zatem do lusterka, a tam czerwonka i wysypka. No to pięknie, myślę sobie, teraz będę jakieś dziadostwo testować, żeby mi to uczulenie zlazło. Spoko, parę dni nawilżania, rezygnacja z maści i wapno podleczyło mnie i dziś szyję mam (chciałam napisać piękną i gładką, ale gdzie tam wągry jak były tak są) w porządku, a benzacne stosuję miejscowo, niestety bez większych rezultatów, ale może trzeba poczekać, więc na razie się nie poddaję:)

Kolejne moje testowanie związane było z zapuszczaniem włosów. Zakupiłam sobie Jantar i drożdże i dawaj odżywkę namiętnie w skalp wmasowywałam, co proste nie było, bo butelka raczej temu nie służy. Zorganizowałam sobie strzykawkę z igłą i tym sposobem bitwę z butelką zwyciężyłam. Do tego dołączyłam picie drożdży (nawet nie były takie złe). Codziennie efektów z niecierpliwością wyglądałam, bejbiherów szukałam, odrost mierzyłam, a że farbowana jestem, to trudne nie było. Miesiąc cały produkty te wdrażałam, licząc, że nadejdzie dzień, kiedy to obudzę się z długimi włosami. Hmm, włosy mi się przesuszyły, co wskazane nie jest, a urosły dokładnie 0,5 cm, czyli o całe pół mniej niż normalnie:)

Uznałam zatem, że testerka ze mnie marna, bo przedobrzam sprawę i efekty są raczej odwrotne:)
A już miałam pomysł, żeby kremik zmienić, ale dam sobie spokój, bo po co zmieniać, skoro działa?
Jeszcze się z pęcherzami na twarzy obudzę i dopiero będzie ambaras:)
Chętnie jednak peelingi balsamy wypróbuję, bo te chyba szkód nie robią:)

A przed Wami próba elegancji w moim wydaniu, bo na maturze w dżinsach to raczej nie bardzo, więc kieckę odziałam, raczej starawą, i nie wiem jak to się działo, ale wchodziłam w nią również gdy ździebko większa byłam:)







Do rychłego:)
Buziaki:)


piątek, 29 maja 2015

Wracam:)

No to wracam:)
Mam nadzieję, że już nie przydarzy mi się taka absencja:) bo nie lubię nic robić na pół gwizdka:) Jeszcze tylko miesiąc roboty i wakacje, znów będą wakacje:)
Powiem Wam, że wyczerpanie materiału przychodzi znacznie wcześniej, nie tylko moje, uczniów też.
A jak się człowiek odchami, to potem nie wiadomo co z sobą zrobić i po dłuższej przerwie ciężej się wdrożyć od nowa. W każdym razie najlepszy czas przede mną - czas oczekiwania. Nie wiem czemu, ale dla mnie ten czas jest zawsze najlepszy i nie mówię tu tylko o wakacjach, ale tak w ogóle. Niestety potem ten fajny, oczekiwany moment przeleci i tyle:) 
Mój synuś tak na swą Komunię czekał, a tu już było, minęło...

Dziś  znów żółty, ale w połączeniu z szarością. Marynareczka moja może poszerzająca mi bary, ale co tam, skoro mi się podoba, więc niech sobie poszerza:) A fryzura to nieudolna  próba z radzeniem sobie z odrastającą grzywką, którą ściętą miałam po skosie, ale mnie szarpnęło to sama ją wyrównałam:)









 Zbieram się i lecę do Was pozaglądać, popodziwiać pozazdaszczać i  zaległości w spokoju nadrobić, zanim młodzież moja osobista do domu się zejdzie:)

wtorek, 26 maja 2015

żółciutki płaszczyk:)

Jeszcze mnie taki brak czasu nie dopadł jak ostatnio, ale zmierzam ku lepszemu i mam nadzieję, że wkrótce nadrobię zaległości:) Nie żebym do Was nie zaglądała, co to to nie, nie żebym pisać nie miała o czym co to to nie, ale ostatnio najczęściej bloga odwiedzam w miejscu, gdzie względny spokój panuje, nic (prawie nic, bo dzieci nie liczę) mnie nie rozprasza i myśli mam szansę  oderwać od rzeczywistości:) Chyba już wiecie gdzie;P

Dziś też krótko, bo jakoś na twarz padam i zaraz idę lulu, coby energię na jutro i pojutrze i popojutrze z siebie mieć z czego wysupłać. Żywię nadzieję, że od czwartku będzie już lepiej:)

Zdjęcia chyba starawe, bo jeszcze drzewa kwitną w mym małym sadziku, a przecież dziś już maleńkie owoce są:)

Udanego wieczoru:)






wtorek, 19 maja 2015

Matura

Jak ja nienawidzę matur. 
Chyba już wolałabym je zdawać niż siedzieć na nich jako obserwator. Człowiek siedzi trzy godziny bez ruchu na twardym krześle, pić nie może, jeść nie może, czytać nie może, sprawdzianów sprawdzać nie może, odezwać się nie może. Ile można rozważać różne sprawy? Ja raczej ruchliwa jestem i dla mnie to jest ogromna kara takie siedzenie. Minuta trwa i trwa i każda jest torturą. Po półgodzinie kima mnie bierze, ale fason muszę trzymać, bo jakby to wyglądało jakbym na głos chrapać zaczęła, a tego wykluczyć nie mogę. Po godzinie mięśnie mam jak kamienie, bolą mnie nawet kostki w stopach, więc sobie nimi zaczynam ruszać, a że stare to trzeszczą i tak w tej ciszy słychać tylko szelest kartek i trzask mych kostek. Masakra. Jednego roku to nawet zwidy słuchowe miałam, wydawało mi się, że słyszę swój telefon, który w aucie został. Nic, zaczynam się macać, bo a nuż widelec jednak wzięłam, ale myślę sobie cholera nikt nie reaguje, więc chyba nie dzwoni...
A jakbym tak sobie jakieś zadanko rozwiązywała, to myśli bym miała zajęte i czas by sobie płynął...Ooo, przy sprawdzaniu natomiast, mimo, że 12 godzin non stop sprawdzam to czas szybko leci i pośmiać się można, jak się jakie cudne kwiatki czyta:) I patrzcie pomysł na nowy post się zrodził, odnotuję parę takich i Wam sprzedam, niestety tylko geograficzne będą:)
Czasami chciałabym mieć pracę, taką co to się nic nie robi, a kaska leci. W okresie matur weryfikuję poglądy:)


I jakież by Wam tutaj dzisiaj zdjęcia wlepić? Hmm, nazbierało się trochę, bo Starszak mój codziennie mnie foci, bo jak ten kolorowy ptak rzadko kiedy połączę coś dwa razy tak samo.
Dobra niech będą te z dzwonami:) Mało ich, ale co tam:) A zatem kolejna wersja dzwonów:)
Miłego oglądania, kochane:)






niedziela, 17 maja 2015

Groszki

Musiałbym okna umyć, ale nie chce mi się. Nasiedziałam się właśnie przy papierach i tak jakoś werwy do pracy mi brak, zwłaszcza, że jutro to ja się nasprzątam. Zadanie specjalne dla matek Komunistów - sprzątanie kościoła;) Już to widzę:) Jak ze szczotami i mopami w jednej ręce, w drugiej ze szmatą obrazki święte na ścianach poleruję:)Jedna matka podłogę zetrze, druga jej nadrepci, może się któraś z Was zamieni i za mnie pójdzie?

Dziś kochane znów się Wam prezentuję w kiecce i znów w kropki. Ha, do tego, żem się ośmieliła żakiecik w paski założyć. Sukienka niestety jak dla mnie za krótka jest, nie żeby mi się nie podobało, co to to nie, ale Woźny o mało przez zamknięte drzwi ze szkoły wyszedł, jak mnie zobaczył, co mnie utwierdziło w przekonaniu, że jednak przegięłam i sukienkę, na lato, na plażę sobie zostawię:)
Miło jednak, że człowiek nadal wrażenie robi hehe:)



I kochane niezmiernie chcę Wam podziękować za niezwykle miłe komentarze pod poprzednim postem:) Miło, że z taką sympatią o mnie myślicie:) Nie spodziewałam się tylu cudownych słów:)




 I tak teraz widzę, że ten mój Stary (bo to on to fotę pstrykał) szpilek moich nie uwiecznił, to pech;) Za to leżak w całej okazałości:) Przynajmniej kolorystycznie pasuje:)
Buziaki:)

czwartek, 14 maja 2015

Pozory:)

Kilka tygodni temu mieliśmy zakończenie roku szkolnego klas trzecich. Młodsze roczniki żegnały maturzystów i pół żartem pół serio życzenia im składali, za przykład podając nauczycieli niektórych. I moja skromna osoba jako ten przykład się załapała, tzn. młodzi abiturientom życzyli,  by byli i żyli tak kolorowo jak ja. Po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że oceniam siebie inaczej niż widzą mnie inni. Właściwie wiem to już od dawna (bo nie raz różne rzeczy o sobie słyszę) ale niezmiennie wciąż się dziwię:) Gdyż, ponieważ uważam się za osobę po wszech miar pesymistyczną, skłonną do dołów głębokich, totalną choleryczkę i zatwardziałą malkontentkę, no i raczej szarą myszkę, a postrzegana jestem zgoła odwrotnie...hmm...Jak to pozory mogą mylić:) A może ja faktycznie wesoła, pogodna i wyluzowana jestem, tylko gdzieś tam tego nie dostrzegam?

 Dziś kochane spódniczkę zaprezentuję:) Piękną, niebieską w grochy, która w lumpie sukienką była, ale mama moja ukochana w całe pięć minut odpruwając jakąś dziwną górę spódnicę z niej zrobiła:) Oto ja w kiecce:)A, że zdjęcia starawe, to jeszcze w chałupie robione, bo zimno wtenczas było, że hej;)











wtorek, 12 maja 2015

Pazury:)

Od jakiegoś już czasu specjalnie zbieram foty szponów moich. Od lat już sama ich nie maluję i już nie potrafię, wierzcie mi:) Raz próbowałam i pomalowałam wszystko w koło, nie tylko skórki, ale i kawał stołu:) A tylko dlatego, że przyjaciółka moja serdeczna, jeszcze z ogólniaka specjalistką w tej dziedzinie jest i raz na dwa tygodnie spotykamy się:) Ona pazury mi robi, ja się relaksuję i ploty posuwamy:) Miło czas leci, a ja zawsze piękne mam paznokcie i inaczej być nie może:) Paznokcie maluję, znaczy się Kamila mi maluje, klasycznie. Nie lubię udziwnień, choć nie powiem lat kilka temu, gdy trend wzorkowy się u nas pojawił i ja mu się nie oparłam. Teraz jednak wolę kolorki jednolite, gładkie i jedyne szaleństwo na jakie się ostatnio zdobyłam to użycie dwóch kolorów:)




I jak Wam się me szpony podobają?
Właśnie dotarło do mnie, że łapy mi się starzeją;(

niedziela, 10 maja 2015

szelki

Mam ambitny plan - zapuścić włosy:) Broń Boże nie na długie, wyglądałabym wtedy jak własna ciotka i z dziewczęcością mi zresztą nie do twarzy, ale umyśliłam sobie, najpierw powrót do długiej grzywy, a potem pomyślałam o pójściu na całość i coś na kształt grzybka, boba jak zwał, tak zwał uhodować. Pytanie tylko jak długo wytrzymam ten niekształt na głowie i próby uformowania przyzwoitej fryzury. A ponieważ jak sobie coś umyślę to wytrwale do zamierzonego celu dążę (chyba, że jakiś szlag mnie po drodze trafi) to przeszperałam internet i metody na przyspieszenie porostu włosów wyszperałam. Fakt, faktem jednak jest, że wszystkich tych cuda czyniących metod wcielić w życie nie dam rady, więc postanowiłam na dwóch się skupić. Zatem dzielnie napój drożdżowy spożywam (nawet mi zasmakował - o dziwo) i wcierkę Jantar w skalp wmasowuję. Drugi tydzień już leci, jak metody owe wdrożyłam, ale efektów spektakularnych nie zauważam. Innych jednak sposobów na wydłużenie włosów nie mam, więc dzielnie dalej  wcierkę wcieram i dalej napój ów drożdżowy popijam. Ciekawa jestem co z tego wyniknie:) I dalej męczę się z rudym, choć już sama nie wiem, czy dobrze zrobiłam blond porzucając i nie raz myśl mnie nachodzi coby jednak powrócić, bo kłopot z kolorem mniejszy wówczas miałam, oj mniejszy. I tymże sposobem utwierdzam się w przekonaniu, że stała w uczuciach to ja nie jestem ;)

A wracając do tematu posta mego. Już jakiś czas temu trzy pary szelek zakupiłam - moro, zielone i w panterkę. Te morowe już wykorzystałam, o tutaj a potem szelki do szuflady wrzuciłam i na śmierć o nich zapomniałam. Na szczęście poszukując inspiracji przypomniałam sobie o tym dodatku i dziś Wam prezentuję kreację z zielonymi szelkami w roli głównej:) A fryzura? Same widzicie jak się układa:)








wtorek, 5 maja 2015

bluzka ecru:)

Wymyśliłam sobie kreację na Komunię Starszaka. Oczywiście spodnie, bo gdzież ja sukienkę znoszę, skoro nie lubię, zwłaszcza w wiosennych barwach? Do tego marynarka i jakaś piękna bluzka:) Taki genialny pomysł miałam. Ileż to ja spodni przymierzyłam i marynarek, masakra. W końcu wybrałam, czerwone portki i ecru marynarka. A, że do tych dwóch ciuchów miałam trzy podejścia, to bluzkę odłożyłam, myśląc sobie, nie zając, kupię później, ważne, że podstawy są. I nadszedł czas kiedy, po bluzkę, żem się wybrała:) Łooo matko i córko, dwie galerie zwiedziłam, bluzek w kolorze ecru milion pięćset sto dziewięćset przymierzyłam i żadna, ale to żadna nie spełniła moich oczekiwań. Bo wymarzyłam sobie dekolcik, coby szyję wysmuklić. A po zdjęciu marynarki, bo a nóż, widelec upał będzie, bluzka efektowna powinna być. Ludzie, z miliona bluzek, które przymierzyłam, może jedna dekolt miała. Czy to moda taka, że wszystkie pod szyję? Ja tarczycy nie mam, ale wyraźnie się podduszałam. I teraz żałuję, że jednak kiecki nie kupiłam, problem bluzki by nie istniał. I już, już zaczęłam rozważać, że może jednak zamiast tej bluzki sukienkę jakąś sobie sprawię i będzie po kłopocie, kiedy mnie olśniło, że marynarka moja cudna, niestety nie do sukienki jest skrojona. Wniosek, ja zakupów robić nie umiem, zwłaszcza na okazję, zwłaszcza eleganckich, zwłaszcza nie w lumpeksach:) Bo w lumpkach jakoś takich kłopotów nie mam i zawsze coś fajnego wyczaję. I głupia mogłam w lumpeksie się odziać i kłopotu bym nie miała, ale mamy posłuchałam, która poważnym tonem do mnie rzekła, że na Komunię nie wypada w sh się odziać. Tylko pytam kto by wiedział? Teraz już nawet w lumpeksie polować mi się nie chce, bo jakoś energię straciłam i serce do tej komunijnej kreacji. Nic, to boso nago w kapeluszu pójdę:) A kapelusze to mi się wielce podobają:)

A ja dziś nie w czym innym jak w portasach, rzecz jasna:)